Przyjechałyśmy do Esalen, w piątek po południu. Samo dotarcie do tego miejsca to już doświadczenie. Podróż do Esalen to takie kino drogi Jarmusha, wędrówka w nieznane, wymuszająca ciągły ruch i pewną taką intymność. Godziny spędzone w samochodzie, rozmowy płytkie i głębokie, muzyka, śmichy chichy i ten nieustannie zmieniający się krajobraz za oknem. Przepastna Ameryka, rozciągnięta w nieskończoność, w bezkresnym trój-wymiarze. Tu niebo jest wyżej, piosenki wyciągają wspomnienia z lamusa, kolory całego świata mieszają się w barwne mgły. Wszystko powoli pokrywa się czymś na wzór marzenia sennego, w które jak królowa czerwonego dywanu, wkracza bezszelestnie, przebudzona dusza. Świat za oknem płynie.
Paso Robles za nami, przed nami Monterey, Highway 101 i wreszcie są…bramy raju, Big Sur is open, podróż trwa. Jedziemy serpentynami otoczone górami zielonego przepychu. W dole ocean igra sobie. Fale uderzają o skały i rozpryskują się w akcie totalnego uwolnienia. Mgły powoli suną niczym mleczny pędzel po obrazie mistrza Boga. To podróż do źródła. Nie może być inaczej. To podróż do Esalen.
Przyjechałam tu po zmianę, po transformację i bóg jeden wie, they gave me that. I to na wielu płaszczyznach. Esalen, to miejsce, w którym nadmiar jest domeną natury. Wszystko co ludzkie, sprowadza się tu natomiast do całkowitego minimum, a przy tym oparte jest na szacunku, braku jakiejkolwiek przemocy, nawet tej, a może zwłaszcza tej, którą w świecie poza-Esalen stosujemy wobec siebie. To miejsce uwagi, ciszy, dom duszy. Miejsce, w którym zwykły posiłek jest najbardziej niezwykły, a nagość ciał w gorących źródłach matki ziemi jest przedpierworodna. To miejsce wyciszenia, głębokiej medytacji i wielu przebudzeń.
To też miejsce totalnego otwarcia. Tylko wtedy działa. Wymaga skupienia i gotowości. Nie zmusza do niczego, ale jeśli raz powie się A, w ślad za A niechybnie pojawia się B. Niewidzialne wagoniki zaangażowania jadą swoim torem. Podróż jest intrygująca, choć prowadzi przez śmiech i łzy. Jest jak życie w przyspieszeniu, oparte na kanciastych kontrastach. W jednej chwili wszyscy wariacko tańczą, w następnej dzielą się paraliżującym bólem. Ludzie się do siebie zbliżają, kiedy maski idą w kąt. Tworzy się swoista intymność, łączą się naczynia i powstaje coś na wzór wspólnoty. Nagle zaczynamy się czuć, czuć w sensie odczuwać i to w bardzo pierwotny, instynktowny sposób. Odkrywamy, że pod każdym czubkiem ludzkiej góry lodowej jest jeszcze cały człowiek, cała wielka, człowiecza skała, tak niewidzialna dla oka, choć przecież wyrastająca z jednej i tej samej, matki Ziemi. Wszyscy mamy wspólne źródło, wszyscy przynależymy i ta świadomość sprawia, że robi się bezpiecznie.
Tematem warsztatów była zmiana. Dlaczego się zmieniamy i dlaczego nie. Ludzie biorący w nich udział przybyli tu z prawdziwej emocjonalnej wieży Babel. To spirytualni poszukiwacze, tacy, którzy może świadomie, a może przez przypadek, weszli kiedyś na tereny żywej duszy. Dotknęli czegoś, co w znaczący sposób naznaczyło ich życie, poczuli wnętrzem, głęboko, rozpoczęli nowe rozdziały, rozgrzebali święty spokój konformizmu i podjęli własne życie. Przyjechali do Esalen po odpowiedzi, po inspirację, może niektórzy po ulgę i łzy. Wielu z nich przywiozło jeszcze świeże rany, żywy ból, który nie zdążył się uspokoić. Inni przyjechali już mądrzejsi, może trochę oświeceni, gotowi na przemianę, na kolejny krok. Przyjechali po wytyczne, po mądrość, po otuchę.
Zajęcia w naszej grupie zaczęły się od medytacji, potem był ruch, szalony taniec, aż wreszcie wszyscy usiedliśmy w kręgu, by wyruszyć w transformującą podróż. Nie uczestniczyłam nigdy wcześniej w żadnej podobnej formie warsztatów. Te okazały się być nie tylko źródłem pewnej szczególnej wiedzy o mechanizmach spirytualnej przemiany, ile grupową terapią. Każdy jej etap miał sens i musiał się zdarzyć, każde zadanie, ćwiczenie, medytacja, układały się w znaki, które prowadzą człowieka do celu. No i co tu dużo gadać, do emocjonalnej nagości. Prowadzący warsztaty rozebrali mnie jak cebulę, warstewka po warstewce, serwując mi emocjonalny striptease. Myślałam, jadąc do Esalen, że jestem w całkiem dobrym miejscu mojego duchowego rozwoju. Jak się okazało, w błędzie byłam. Na spirali przemiany, powróciłam do miejsca początku. I śmiać mi się z siebie samej chciało.
Na magię Esalen składa się kilka elementów. Pewnie się nie pomylę, jak powiem, że samo miejsce, jest chyba święte. Położone na skarpie, nad oceanem, otoczone górami, soczystą zielenią i przepływającymi mgłami. Kiedy oświetla je słońce, robi to z intencją, kiedy rozpościerają się nad nim gwiazdy, nawet moment traci oddech. Ludzie też są tutaj inni. Uważni, wyczuleni na drugiego człowieka, pomocni, łagodni, gotowi przyjąć każdy dar. Człowiek nie chce stamtąd wyjeżdżać, bo po co i gdzie? Do czego? Do tego życia, które ściga własny ogon w jakimś niezrozumiałym obłędzie?
No tak, ale na tym właśnie polega cała sztuka. Esalen, daje narzędzia i wysyła cię jak samotnego żeglarza na ocean życia. Ostatecznie, to właśnie życie, jest celem samym w sobie. Można je żyć świadomie, ale rzecz jasna nie trzeba. Wybór to sprawa całkowicie indywidualna. Dobrze jednak jest wiedzieć, że każdy z nas tworzy swój własny, prywatny ekosystem, w którym stwarza sobie warunki do życia. Warunki, które wcale nie są elementem stałym, lecz wręcz przeciwnie, mogą podlegać wymianie i wszelkim pożądanym modyfikacjom. Co znamienne jednak, jakie by one nie były, takie życie mamy. Wśród wielu lekcji jakie odebrałam w ten piękny weekend, ta jedna jest aż nazbyt prosta, a jednak ma poniekąd znaczenie zasadnicze. Sprowadza się do odpowiedzialności za własne życie, za własną, personalną legendę, odpowiedzialności za siebie i za jakość własnego istnienia. Jak się okazuje, ten koncept akurat, choć tak nieziemsko oczywisty, wielu w ogóle nie jest znany.
I jeszcze słówko na temat cielesnej nagości w Esalen, które, jakby tego było mało, słynie także z gorących źródeł. Wybijają one tutaj z wnętrza ziemi prosto do betonowych basenów SPA zawieszonego na skarpie nad oceanem. Pełny negliż jest tu regułą, choć nie przymusem, a i tak pomimo tego, mało kto w odzieniu wchodzi do kąpieli siarczkowej, która podobno uchodzi za bezsprzeczne źródło zdrowia. Tu w Esalen, nie tylko świetnie wpływa na ciało, ale także, a może przede wszystkim na psyche, bo to czego człowiek tu doświadcza, to kąpiel w wielkiej wannie z widokiem na Pacyfik… Jedyną muzyką jest tu wiatr, szum oceanu i krzyki przelatujących ptaków. Taki sobie Raj. Nagość, jest tu w rzeczy samej, całkowicie przedpierworodna. Ludzie unoszą się w siarczkowych wodach zupełnie obnażeni, a przy tym święcie przekonani że jabłko jak wisiało, tak nadal wisi na Drzewie Poznania.
Jedno z moich ukochanych miejsc na świecie!
PolubieniePolubienie
Piekne miejsce! Nie sposob nie kochac..
PolubieniePolubienie
Esalen otwieracz serca i duszy… A Bientot!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękne miejsce. Inny wymiar. Każdy powinien takie miejsce odwiedzić.
Może ludzie byliby lepsi dla siebie.
Piękny tekst wprowadzający w refleksje nad własnym życiem i jego celem. Moze warto zastanowić się nad samym sobą i naszą gonitwą dnia codziennego.
Bardzo często nawet nie zauważamy co ważnego nam w życiu umyka, a życie przecież jest tak piękne. Natura podpowiada co w życiu jest naprawdę ważne, ale kto z nas ją słucha?
Każdy goni nie wiadomo za czym i po co.
Wsoaniała robota Agata! Pisz dalej o tak pięknych rzeczach i miejscach. Dodaje to wiary że można żyć inaczej i można coś w naszym życiu zmienić. Bardzo inspirujące. Dzięki wielkie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
@Daga, dziękuję za taki ładny komentarz 🙂 Fajnie, że zaczynasz widzieć właśnie w taki sposób. To super początek do tego by rzeczywiście życie nam nie umknęło. Buziaki!!!
PolubieniePolubienie
Zachwyca , jestem pod wrazeniem
Gdyby tak dotknąć tych miejsc , myślę że że chciałabym tam zostać .
Pięknie piszesz ❤jak ja ci zazdroszczę i podziwiam .
PolubieniePolubienie
@Małgorzata Bulińska… Małgosiu, takich miejsc jest wiele na świecie i wiele z nich jest w zasięgu dotyku. Od nas zależy jak je chcemy postrzegać. Ciężko jest oddać słowami piękno niektórych zakątków więc tym bardziej dziękuję za Twój komentarz i cieszę się że czujesz to o czym piszę 🙂
PolubieniePolubienie
Agatko, Ależ tam pięknie. Byłam w Monterey, przejezdzalam przez Big Sur ale o Esalen jeszcze nie słyszałam. Potrzebuję tego i jest już teraz na mojej liście miejsc do doświadczenia… Pięknie opisujesz Twoją podróż. Dziękuję.
PolubieniePolubienie
Koniecznie Reniu! Zakochasz się w Esalen bo to nie tylko piękne miejsce ale też takie oderwane od zwariowanego świata. Taka przystań. Każdy z nas zasługuje na taki treat 😉
PolubieniePolubienie